26,544 Steps, a Three-Hour Walk, and a Little Indulgence – The Perfect Day
There’s something special about aimless walks—when you're not rushing anywhere, not checking the time, just absorbing your surroundings. Yesterday's activity turned into a real walking marathon, but not the exhausting kind where you start counting steps, wondering if you’ve done enough. Instead, it was the kind that brings pure satisfaction—the kind of day that feels well spent.
Starting in Grabiszyński Park – A Mix of Order and Wild Nature
Our journey began in Grabiszyński Park, one of my favorite spots for long walks. It’s not just an ordinary park—it has something that makes it stand out. In some parts, it feels more like a forest than a traditional recreational area. Sure, there are main paths that are well-kept, wide, and easy to walk on, but if you step off those, you’ll find trails carved by people who, like us, prefer to wander off the beaten path.
There are saplings, dense bushes, and old trees with tangled branches, giving the park a slightly wild character. And that’s exactly what I love about it. It’s not one of those overly manicured city parks with perfectly trimmed lawns and symmetrical paths. Instead, it’s a space where animals can find shelter, and humans can find a break from the noise of the city.
Only a few minutes into our walk, we spotted the first squirrels. One of them was particularly bold—perched on a low branch, staring at us as if assessing whether we had anything for it. Of course, it had no hesitation about coming closer, only to disappear among the branches the moment I reached for my phone to take a picture.
In the background, we could hear a woodpecker. At first, just a few occasional taps, but then it picked up the rhythm, like it was playing its own forest beat. These small moments make walking in a place like this so different from a stroll through a crowded promenade.
A Mobile Café and a Touch of Indulgence
Every long walk deserves a break—a little reward for the journey so far. And luck was on our side because, at one point, we came across a mobile café on a bike. The barista looked like someone who truly loved his job—smiling, bundled up in a thick woolen hat, taking orders with the ease of someone serving coffee to old friends.
Without hesitation, Adrian ordered a hot chocolate, while I went for a pumpkin spice latte. Because if we're walking in this wintery weather, we might as well have something warm and delicious in hand, right?
His hot chocolate was thick, sweet, and wonderfully creamy. My latte? Perfect. Pumpkin-flavored, spiced, aromatic—just what I needed for a chilly day. Holding our warm cups, we sat on a nearby bench, watching people walk by.
There was an elderly lady with a tiny dog that was basically a ball of energy, pulling the leash in every direction, trying to explore every inch of the park. Then there was a pair of runners, looking like they were training for an ultramarathon—no talking, just intense focus, synchronized breathing, and that determined pace.
These moments transform a simple walk into a small journey, where every detail, every scent, every little scene stays with you for a while.
The Soldiers' Cemetery and the Monument on the Hill – A Place for Reflection
After our short break, we continued toward the soldiers' cemetery and the monument on the hill. This place always leaves an impression on me—not just because of its history, but because it makes you pause and reflect.
When we arrived, there were a few people scattered around—some visiting graves, others simply walking quietly among the memorials. On the hill, we could see a few lone figures—some standing still, gazing at the city skyline, others climbing to see the monument up close.
I don't know if it’s the site itself or the atmosphere surrounding it, but every time I come here, I feel like time slows down. Suddenly, the things that seemed important an hour ago lose their urgency.
We didn’t linger too long, but just enough to take in the significance of the place.
Walking Along the Riverbanks and Heading Home
After leaving the hill, we decided to walk back along the riverbanks—a route where you can just keep walking and walking, watching the city gradually transition into a more natural landscape.
Along the way, we passed a few cyclists, and in the distance, we saw someone flying a kite—which was a bit surprising, given the season, but at the same time… why not?
The air was crisp but not uncomfortably cold—the perfect balance where you feel the chill on your cheeks, but not enough to need to shove your hands into your pockets.
By the time we finally got home, I could feel every step in my legs, but it was the kind of fatigue that felt good. The kind that tells you the day was spent well.
Was it worth it? Absolutely. Will we do it again? Definitely.
Days like this remind me that sometimes, the best moments don’t require elaborate plans or grand events. Sometimes, all you need is a long walk, a hot drink from a mobile café, and a conversation that never really ends.
Is this the best way to spend a day? In my opinion—yes. And if someone ever asks me what to do on a free day, my answer will be: just go for a walk. Maybe you won’t reach 26,544 steps, but you’ll definitely see more than you expect.
26 544 kroki, trzy godziny spaceru i odrobina rozpusty – czyli idealny dzień
Jest coś wyjątkowego w spacerach bez konkretnego celu, kiedy człowiek nie goni za czasem, nie patrzy na zegarek i po prostu chłonie otoczenie. Wczorajsza aktywność to był prawdziwy spacerowy maraton, ale nie taki, który męczy i sprawia, że człowiek zaczyna liczyć kroki, zastanawiając się, czy to już wystarczająco. Raczej ten, który przynosi czystą satysfakcję i poczucie, że to był dobrze spędzony dzień.
Start w Parku Grabiszyńskim – między porządkiem a dzikością
Nasza trasa zaczęła się od Parku Grabiszyńskiego, który jest jednym z moich ulubionych miejsc na długie spacery. Ma w sobie coś, co sprawia, że nie jest zwyczajnym parkiem – to przestrzeń, która w niektórych częściach przypomina bardziej las niż teren rekreacyjny. Oczywiście, są tam główne alejki, które są uporządkowane, szerokie i wygodne, ale jeśli zboczysz trochę w bok, natrafisz na ścieżki wydeptane przez ludzi, którzy tak jak my lubią zejść z utartego szlaku.
Samosiejki, gęste krzewy, stare drzewa o poplątanych konarach – to wszystko sprawia, że Park Grabiszyński ma w sobie nutę dzikości. I właśnie to w nim lubię. Bo to nie jest ten typowy miejski park z równo przystrzyżonymi trawnikami i fontanną na środku. To przestrzeń, gdzie zwierzęta mogą znaleźć schronienie, a człowiek – chwilę wytchnienia od miejskiego zgiełku.
Już po kilku minutach spaceru spotkaliśmy pierwsze wiewiórki. Jedna z nich była wyjątkowo bezczelna – siedziała na niskiej gałęzi i patrzyła na nas, jakby oceniała, czy przypadkiem nie mamy dla niej czegoś do jedzenia. Oczywiście, nie miała żadnych oporów, żeby podejść bliżej, a potem zniknąć wśród gałęzi, kiedy tylko sięgnęłam po telefon, żeby zrobić jej zdjęcie.
W tle słychać było dzięcioła. Najpierw tylko pojedyncze stuknięcia, ale po chwili wpadł w prawdziwy rytm, jakby wybijał jakiś własny leśny beat. To są te drobne rzeczy, które sprawiają, że spacer po takim miejscu jest zupełnie innym doświadczeniem niż przechadzka po zatłoczonym deptaku.
Mobilna kawiarnia i chwila rozpusty
Każdy długi spacer powinien mieć w sobie moment przerwy – taką małą nagrodę za dotychczasową trasę. I los się do nas uśmiechnął, bo w pewnym momencie trafiliśmy na mobilną kawiarnię na rowerze. Pan barista wyglądał jak ktoś, kto naprawdę kocha to, co robi – uśmiechnięty, ubrany w grubą, wełnianą czapkę, przyjmował zamówienia z taką swobodą, jakby właśnie serwował kawę najlepszym przyjaciołom.
Adrian bez zastanowienia zamówił gorącą czekoladę, a ja – dyniowe latte. Bo skoro już idziemy w tej zimowej aurze, to niech przynajmniej coś nas rozgrzeje i sprawi, że chwilę przystaniemy, zamiast po prostu iść przed siebie.
Jego czekolada była gęsta, słodka i miała cudownie kremową konsystencję. Moje latte? Idealne. Dyniowe, korzenne, aromatyczne – idealnie pasowało do chłodnego dnia. Trzymając ciepłe kubki w dłoniach, usiedliśmy na chwilę na pobliskiej ławce, obserwując ludzi przechodzących obok.
Była tam starsza pani z małym pieskiem, który wyglądał jak kulka energii, ciągnąca smycz w każdą stronę, jakby chciał zbadać każdy zakamarek parku. Była też para biegaczy, którzy wyglądali, jakby przygotowywali się do jakiegoś ultramaratonu – zero rozmowy, skupienie na twarzach i ten rytmiczny oddech, który aż się czuło w powietrzu.
Takie momenty sprawiają, że spacer przestaje być tylko spacerem – zamienia się w małą podróż, gdzie liczy się każdy szczegół, każdy zapach, każda scena, którą możesz na chwilę zatrzymać w pamięci.
Cmentarz Żołnierzy i pomnik na wzgórzu – miejsce zadumy
Po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej, tym razem kierując się w stronę cmentarza żołnierzy i pomnika na wzgórzu. To miejsce, które zawsze robi na mnie wrażenie – nie tylko przez swoją historię, ale przez to, jak skłania do refleksji.
Gdy dotarliśmy na miejsce, było tam kilka osób – niektórzy przyszli odwiedzić groby, inni po prostu przeszli się w ciszy między pomnikami. Na wzgórzu widać było pojedyncze sylwetki – jedni stali i patrzyli na panoramę miasta, inni wchodzili na sam szczyt, żeby zobaczyć pomnik z bliska.
Nie wiem, czy to kwestia samego miejsca, czy otaczającej go atmosfery, ale zawsze, kiedy tu jestem, mam wrażenie, że czas zwalnia. I że nagle to, co wydawało się ważne jeszcze godzinę temu, traci na znaczeniu.
Nie zatrzymywaliśmy się na długo, ale wystarczająco, by poczuć, że to był właściwy punkt naszej trasy.
Spacer wałami i powrót do domu
Kiedy zeszliśmy ze wzgórza, zdecydowaliśmy, że wrócimy przez wały – to jedna z tych tras, gdzie można iść i iść, patrząc, jak miasto powoli przechodzi w bardziej naturalny krajobraz.
Po drodze minęliśmy kilka osób na rowerach, a w oddali widać było kogoś, kto puszczał latawiec – co było trochę zaskakujące, biorąc pod uwagę porę roku, ale jednocześnie… dlaczego nie?
Powietrze było rześkie, ale nieprzyjemnie zimne – ten idealny balans między tym, że czujesz chłód na policzkach, ale nie jest ci tak zimno, żeby chować ręce w kieszeniach.
Gdy w końcu wróciliśmy do domu, czułam w nogach każdy krok, ale to było dobre zmęczenie. Takie, po którym wiesz, że dzień został dobrze wykorzystany.
Czy warto było? Oczywiście. Czy powtórzymy to jeszcze raz? Zdecydowanie.
Takie dni jak ten przypominają mi, że czasem najlepsze momenty nie wymagają wielkich planów ani spektakularnych wydarzeń. Czasem wystarczy długi spacer, gorąca kawa z mobilnej kawiarni i rozmowa, która nie ma końca.
Czy to najlepszy sposób na spędzenie dnia? Według mnie – tak. I jeśli kiedyś ktoś zapyta mnie, co robić w wolny dzień, odpowiem: idź na spacer. Może nie zrobisz 26 544 kroków, ale zobaczysz więcej, niż się spodziewasz.
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io