Dobry wieczór.
Tak jak myślałam, że będzie tak się stało i bardzo źle spałam. Nie mogłam usnąć, kotłowały się we mnie miliony myśli, a jak już zasnęłam to i tak po niedługim czasie się budziłam. Przez to wszystko poranek był bardzo nerwowy, ponieważ późno wstałam i nie znalazłam czasu na zjedzenie śniadania. Do posiłków jeszcze wrócę w dalszej części dziennika.
W pracy jak to w pracy. Szukałam sobie zajęcia na siłę, żeby tylko na siedzieć, bo bym chyba oszalała. Byłam całkiem produktywna. Próbowałam znaleźć w sobie odwagę, żeby poprosić szefową o rozmowę, ale na tę odwagę się nie zdobyłam. Jednak nic straconego, ponieważ gdy poszłam do niej z dokumentami to ona mnie poprosiła o rozmowę. Momentalnie zamarłam, bo już miałam wizję, że wręczy mi wypowiedzenie. Ogólnie porozmawiałyśmy w cztery oczy tak zupełnie od serca i dostałam do wyboru dwie opcje: albo zostaję liderem na innym dziale czyli zachowuję obecne stanowisko zmieniam tylko dział albo godzę się na degradację na magazyniera. Wytłumaczyła mi to, że to kwestie finansowe o tym decydują i mam się do jutra zastanowić co wybieram. Pogadałyśmy też o tym, że mi nie ufa kompletnie po moim L4 i muszę na to zaufanie zapracować. Taki mam zamiar, ponieważ nie mam kompletnie w planach żegnać się z firmą. Postanowiłam też, że podejmę wyzwanie na nowym dziale i dam z siebie wszystko, żeby się wykazać. Nie chcę się cofać w rozwoju i wracać do poziomu magazyniera. Chcę spróbować udowodnić kierowniczce, że kredyt zaufania jaki mi daje się zwróci. Także tak. Miało być wypowiedzenie, a jest trochę lepsza sytuacja. Jedyne co mnie martwi to godziny pracy, ale jakoś może się do tego dostosuję. Będę pracować 9-17 albo 10-18 co odpada od razu, bo mam terapię na 18 i nie ma mowy, żebym o 18 dopiero wychodziła z pracy. Mam nadzieję, że się dogadamy na tym polu. I na każdym innym zresztą też. Mieliśmy również dzisiaj spotkanie podsumowujące luty i było bardzo miło. Dostaliśmy również słodkie upominki już trochę pod święta. I tyle było z mojej diety.
Źródło: fotografia własna
Skoro już przy diecie jesteśmy to muszę powiedzieć, że postanowiłam zrezygnować z planu dietetycznego ze strony potreningu.pl. Nie leży mi on, cztery posiłki dziennie mi nie pasują kompletnie. Założenia planu przyswoiłam i będę się odżywiać po swojemu zachowując przy tym bilans kcal. Zobaczymy co z tego wyjdzie na dłuższą metę, muszę sobie zrobić jakiś fajny pliczek w excelu do monitorowania wagi i wymiarów. Ale to może w weekend przysiądę, bo dzisiaj mi się nie chce, jutro terapia, więc późno wrócę do domu, a w piątek, piąteczek, piątunio zamierzam nic nie robić i się obijać. Kto bogatemu zabroni.
Po powrocie do domu wszamałam paczkę pierników z paczki świątecznej, wypiłam kawę i pojechałam na miting. Było bardzo fajnie jak zawsze, odbyła się spikerka [jedna osoba opowiada o swoim doświadczeniu], a ja zrzekłam się służby gospodarza. Kompletnie tego nie czułam i nie umiałam wykonywać, tylko to był dla mnie problem. Tym bardziej teraz przy zmienionych godzinach pracy wcale nie jestem taka pewna czy będę na każdym mitingu, bo może mi się po prostu czasami nie chcieć jak o 17 wyjdę z pracy. Może i wybiegam trochę w przyszłość, ale taką podjęłam decyzję.
Wracając do domu wdepnęłam na małe zakupy spożywcze i o dziwo mimo tłumu udało mi się szybko dostać do kasy. Powrót do domu to spacer z psem i błogie nic nie robienie.
Dużo się dzisiaj we mnie działo i czuję się strasznie przebodźcowana. Dlatego postanowiłam, że odpocznę przy Netflixie i jakiejś gierce, żeby się trochę odmóżdżyć. Nie wiem czy podjęłam dobrą decyzję jeśli chodzi o pracę, ale mam głęboką nadzieję, że nie będę jej żałować. I że moja kierowniczka nie będzie jej żałować. Bardzo chcę dać z siebie 100% i czuję się tym kredytem zaufania bardzo zmotywowana do tego, żeby odpowiednio o siebie dbać, żeby nie zapić. Muszę być dzielna i uważna, a wszystko będzie dobrze. Ciężki i pracowity przede mną czas, ale mam takie poczucie, że dostałam wielką szansę i chcę ją wykorzystać. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy. Jestem gotowa.
Do jutra.