Źródło: Pixabay
Dobry wieczór.
Wczoraj pisałam, że pierwszy raz wzięłam nowy lek i obawiam się jego działania. No, więc było tak, że kompletnie tego działania nie poczułam, więc było dokładnie tak jak przewidziała pani doktor. Dalej nie mogłam spać, dalej lęki hulały jak ta lala. Jednak najciekawiej było rano, bo uwaga, werble, wstałam kompletnie pijana. Nie potrafiłam iść prosto, we łbie mi się motały jakieś głupoty, no normalnie jakbym była solidnie nachlana. Przyznam szczerze, że w pierwszej chwili bardzo spanikowałam, ale instynktownie postanowiłam zadziałać tak, jak działałam zawsze, gdy się schlałam i chciałam trochę to złagodzić. Wzięłam prysznic, zjadłam tłuste śniadanie i wypiłam dużo wody. Dość szybko doszłam do siebie, ale ten stan był naprawdę straszny. Nigdy nie chcę wracać do picia, bo to jest po prostu jakiś koszmar. MA SA KRA. Nigdy więcej.
Jak już poczułam się lepiej i doszłam do siebie to ubrałam słuchawki i poszłam z moim kudłatym kompanem niedoli na długi spacer. Poranne długie spacery z psem bardzo sprzyjają mojej psychice. Czuję się jakaś taka wyciszona od razu. Praktykuję je już od dłuższego czasu i nawet jak mam pierwsze zmiany i muszę przez to wstać koło czwartej. To naprawdę fajne rozpoczęcie dnia. Chociaż zobaczymy czy zimą też będę taka zadowolona z tych spacerów.
Jak to na urlopie chillowałam. Chciałam obejrzeć serial [oglądam YOU na Netflixie], ale totalnie nie mogłam zachować koncentracji co skutkowało tym, że co chwilę pauzowałam, bo się rozpraszałam messengerzem, instagramem i w ogóle wszystkim dookoła. Na szczęście wiem, że ten mój brak koncentracji nie wynika z leków tylko po prostu tak mam od paru miesięcy, że wszystko mnie rozprasza. Przeszkadza mi to, owszem, ale nie jest to dla mnie aż tak dokuczliwe, żebym z tym walczyła nie wiadomo jak. Mam teraz inne priorytety.
Porozmawiałam z przyjaciółką, bo do mnie zadzwoniła i wspólnie ustaliłyśmy, że powinna udać się do psychologa, bo jest totalnie bezradna wobec problemów, które je spotykają. Ja znam rozwiązanie na jej problemy, ale przez więź z pewnym osobnikiem ona nie jest w stanie tego wykonać. Być może ja się mylę i nie trzeba tak radykalnie podchodzić do tematu, ale to na szczęście pomoże ogarnąć psycholog. Dzięki temu, że jestem w terapii już od kilku lat to znam kilku świetnych terapeutów w tym najlepszą babkę w Gorzowie. Gdy ona próbowała się umówić to usłyszała, że termin to około dwa lata dlatego postanowiłam zainterweniować i poprosiłam osobiście czy mogłaby ją przyjąć pod swoje skrzydła. Udało się i byłam z tego bardzo zadowolona, bo wiem, że akurat ta psycholog jej pomoże, a niczego innego tak nie pragnę jak szczęścia i spokoju ducha moich przyjaciół, serio.
Pojechałam na babski miting. Babski miting odbywa się w klubie abstynenta. Był akurat prezes tego klubu w kawiarence. Zapytał jak mi idzie, bo wie, że odkąd jestem we wspólnocie to non stop zapijałam. Z uśmiechem na twarzy oznajmiłam, mimo tego, że ten pan mnie bardzo przeraża [nie wiem czemu, jest przesympatyczny], że trzymam się bardzo dobrze i minęło mi dziewięć miesięcy w trzeźwości. I uciekłam, bo się go boję. Poszłam do salki i zaczęłam parzyć kawę i rozmawiać z dziewczynami. Nagle wchodzi pan prezes klubu i mnie woła. Przestraszyłam się, że powiedziałam coś niestosownego i zaraz dostanę burę, a on z uśmiechem na twarzy dał mi prezent. Monetę trzeźwości. I serdecznie mnie wyściskał składając gratulacje i deklarację dopingowania. Szczerze? Zaszkliły mi się oczy. Zawsze marzyłam o takiej monecie, ale ciągle zapijałam i nigdy nie stworzyłam nawet warunków do tego, aby taką monetę otrzymać. Bardzo mnie to poruszyło. Zawsze jak widziałam na filmach, że ludzie w AA dostają takie monety to marzyłam, że kiedyś też taką dostanę. I dostałam. To moja pierwsza moneta na dziewięć miesięcy i mam nadzieję, że dotrwam do tych, którymi świętuje się kilkuletnią trzeźwość. Zamierzam ją zawsze mieć przy sobie. Tak po prostu, na szczęście. Nawet teraz na nią patrzę i czuję się wspaniale.
Źródło: fotografia własna
Sam miting był super. Mieliśmy spikerkę babki z Warszawy i baaardzo mi się podobała. Rzadko się trafia spikerka, z którą potrafię się utożsamić, a tutaj totalnie czułam całą sobą wszystko to, co babka mówiła. Wspaniale spędzony czas, naprawdę. Czułam się naładowana pozytywną energią.
Po powrocie do domu porozmawiałam na Whatsappie z moją byłą kierowniczką. Napisała mi tyle ciepłych słów, że moje serce chyba jeszcze nie potrafi pomieścić tyle dobra. Pisała mi, że jestem dobrym, wspaniałym, wartościowym człowiekiem, że super się ze mną pracuje, że bardzo we mnie wierzy i kibicuje mi każdego dnia i tak dalej i tak dalej. Nie umiem przyjąć takiego dobra, jakie od niej od dwóch dni dostaję. To wszystko sprawiło, że od nadmiaru emocji zaczęło mi odbijać. Pewnie dla Was to będzie niezrozumiałe, bo normalny dorosły człowiek umie sobie radzić z emocjami, a ja sobie totalnie nie radzę w sytuacjach, gdy zaczynam czuć za dużo, nawet jeśli są to przyjemne uczucia. Pojawiła się kilkunastominutowa dzika euforia, by po jej wygaszeniu wpaść w totalny dół. Rozumiem dlaczego tak się dzieje, ale totalnie tego nie akceptuję jeszcze. Myślę, że łatwiej by mi się żyło, gdybym zaakceptowała swoje zaburzenia [i choroby, bo lęki to zaburzenie, ale już dwubiegunówka to choroba], ale czuję, że do tego jeszcze daleka droga, bo dalej kopię się koniem. Tak czy siak pomimo totalnego zjazdu wieczorem myślę, że to był dobry dzień.
Tymczasem już z godzinę temu wzięłam nowe leki [podwójną dawkę w stosunku do tego co było wczoraj], więc ahoj przygodo, zobaczymy co się wydarzy rano.
Do jutra.