Źródło: Pixabay
Późne dobry wieczór.
Bardzo krótko spałam. Obudziłam się po szóstej i zamiast spać postanowiłam zadręczać się awarią samochodu. Bez kitu. Leżałam w łóżku i snułam czarne scenariusze dotyczące naprawy. Bo oczywiście na naprawę auta mnie nie stać, żeby nie było, więc było czym się zadręczać.
Pojechałam do pracy z kolegą, na szczęście. W pracy było znośnie. Gorzej niż wczoraj, ale starałam się jak tylko umiem. Moja kierowniczka zmiany wyszła wcześniej do domu i zostałam sama pierwszy raz na tyle czasu. Wydaje mi się, że dałam radę, ale to wyjdzie jutro jak kierowniczka zawita do pracy i zobaczy co po sobie zostawiłam. Mam nadzieję, że nie będzie na mnie zbytnio narzekać. Naprawdę się starałam.
Rozmawiałam z kolegą, który pomoże mi jutro ogarnąć auto. Cały czas mi powtarza, że to pewnie jakaś pierdoła, a ja niepotrzebnie się stresuję. Chciałabym mieć chociaż ułamek jego wiary i wrzucić na luz, ale nie potrafię. Chociaż pociesza mnie fakt, że już przeżyłam tydzień od wypłaty czyli wypłata już za trzy tygodnie, a nie cztery. To naprawdę budujące. Może faktycznie uda mi się jakoś przetrwać ten chory miesiąc.
Jutro idę na 7 rano do dodatkowej pracy do Żabki. Nic ambitnego, ale mam nadzieję, że się sprawdzę i będę miała dodatkową pracę. Mam mieszane uczucia, ponieważ laska nie chce umowy dać, ale jestem dobrej myśli. Lepsze to niż przerzucanie ciuchów w lumpeksie za 10 zł za godzinę. Coś mi w końcu musi wyjść, więc pozostało mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Jem jogurt z jadłodzielni i nigdy nie jadłam nic tak dobrego. Za darmo to i ocet słodki. Ogólnie bardzo mało jem, mam jakiś jadłowstręt. Ale może nie ma tego złego, bo przynajmniej schudnę. No i dzisiaj też mnie męczy suchy kac. Jak nie urok to sraczka.
Do jutra.