Dziś kotłuje się we mnie sporo emocji. Od gniewu i jakiegoś żalu do całego świata, przez smutek i rozczarowanie, aż po niepewność i dziwny strach o przyszłość.
Wyjazd przełożony. Biłem się z myślami mniej więcej do sobotniego poranka, nie wiedząc, co mam zrobić. Ostatecznie zdecydowałem, że w tych warunkach to nie ma sensu. Potem przyszedł irański atak, i już było wiadomo, że w tym momencie to nie wyjdzie. Są dość sprzeczne informacje co do lotów, więc nie mam nawet pewności, czy mój samolot dziś wieczorem w ogóle leci do Teheranu.
Wstępnie nastawiam się na wrzesień. Przełożenie wyjazdu samo w sobie nie jest jakąś wielką tragedią. Ba, ostatnio nawet pomyślałem sobie, że dobrze byłoby mieć trochę dodatkowego czasu. Każdy kontakt jaki nawiązywałem owocował kilkoma kolejnymi osobami do których warto byłoby się odezwać. Do dziś nie zdążyłem w 100% ze wszystkimi. Na pewno mam też co robić przez ten czas, szczególnie z tłumaczeniem książki.
Największym problemem jest dla mnie to, że nie mam pojęcia, co będzie we wrześniu. Jest duża szansa na to, że wszystko się choć trochę uspokoi. Ale równie możliwe jest to, że we wrześniu cały region będzie już całkiem płonął - wszystko teraz zależy od tego, w jaki sposób odpowie Izrael. I chyba od tego, jak mocno USA będą w stanie go powstrzymać przed odpowiedzią na pełną skalę. Szykuje się nerwowe lato.
Pozostaje więc działać dalej i czekać. Mimo wszystko, ostatnie tygodnie były owocne. Nawiązałem kontakt z kilkunastoma osobami w Iranie, dowiedziałem się o wielu historiach wartych zbadania i o wielu miejscach związanych z Polakami wartych odwiedzenia. To wszystko nie zginie, a do września będę miał tego jeszcze więcej.
Co przyniosą kolejne miesiące - nie wiem. Póki co wracam do zwykłego pisania newsów, bo brakowało mi tego. Od pewnego czasu mamy też z kolegą plan stworzenia w Krakowie czegoś w rodzaju polsko - irańskiego klubu dyskusyjnego, w którym oprócz Polaków braliby udział mieszkający w Polsce Irańczycy. Może z tego wyjść coś ciekawego, więc tak jak wspomniałem - do września na pewno jest co robić.
I tylko pieniędzy za bilet mi chyba nie oddadzą...