Przeglądałam twittera (lub X jak kto woli) i zaskoczył mnie post, że dzisiaj na antenę wrócił mój ulubiony teleturniej z lat dziecięcych. Oto wraca nieśmiertelny Krzysztof Ibisz w Awanturze o Kasę. Natomiast totalnie zapomniałam, że odcinki są od dzisiaj (sobota - niedziela). Od razu pojawił się problem, bo nigdzie nie mogłam dopaść powtórki, żadna telewizja internetowa nie miała tego w "zapisanych" - a przynajmniej nie mogłam tego znaleźć.
Na szczęście od czego jest YouTube i dzikie nagrywki materiałów kalkulatorem. Ubolewam, że nie ma jakiejś sensownej opcji powtórki, trzeba sobie radzić.
W ten sposób mogłam nadrobić odcinek. Przyznam że Ibisz jak zwykle świetnie się trzyma jak na swój wiek. Jedyne czego było szkoda, to że nie wzięto jakiejś historycznej drużyny mistrzów. Co do pierwszego odcinka i pierwszego etapu - było trochę emocji, trochę zamieszania, drużyna niebieska zdobyła moje serduszko. Fajnie licytowali, w kontekście show było naprawdę ciekawe.
Na minus - drużyny przy praktycznie każdym pytaniu pytają o podpowiedzi. Przyznam, że niektóre pytania były wymagające, ale większość raczej do przemyślenia jeśli ktoś ma jakąś wiedzę w danej dziedzinie. Oczywiście należy dodać czynnik stresujący bycia w studiu i nagrywaniu materiału, bo to potrafi topić głowę.
Niestety nie było legendarnych czarnych skrzynek - w obecnej edycji są złote. Nie było licytowania ich, dalej czekam na ogórki kiszone za kilka tysięcy złotych. Sam teleturniej też dostał inflacją, są wyższe kwoty początkowe, wyższe wejścia w licytacje. Czuć pewne zmiany w stosunku do poprzedniej edycji, ale myślę że przy dobrym doborze drużyn będzie to świetny program do oglądania. Zawodnicy w tym odcinku robili niezłe dymy, oglądałam z partnerem - bawiliśmy się świetnie.
Tak, brakowało mi Ibisza w tej wersji.
Co takiego robiłam, że zapomniałam o wznowieniu transmisji? Męczyłam kitku! Nie mojego, ale trzeba było się zająć piękną kotką. Kotki należy czcić i wielbić, zwłaszcza takie smutne. Siedzi cały dzień sama, trzeba było dokarmić, wydrapać i wygłaskać.
Jutro już wracam do siebie. Jak na razie uznaję, że ten weekend jest całkiem udany, a wciąż mam jutro do przeżycia. Pewnie będę nadrabiać kolejkę ekstraklasy, śmiać się z wyników i regenerować się przed poniedziałkiem. Już czuję oddech szefa na moim karku, ale o tym opowiem Wam za parę dni jak rozwiążę problem (który problemem nie jest ale chyba taki mam styl życia i pracy). No, typowa ja czy coś takiego.